Geoblog.pl    mamaMa    Podróże    Jestem w podróży...choćby tylko w głowie 2022    Słowiańskie włości
Zwiń mapę
2022
02
lip

Słowiańskie włości

 
Niemcy
Niemcy, Loburg
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3714 km
 
Opuszczamy ptasie pogotowie i rozglądamy się, dokąd to przyniósł nas Marcel. Swojski klimat, beztroska w powietrzu i przeszłość, w której rozpoznać samego siebie może każdy Słowianin.

Loburg.

Zewsząd nadciągała chrystianizacja. Rządzący dbając o władzę i przywileje ulegali potężnemu kościołowi, przy którego boku porastali w piórka, odbierali błogosławieństwa, z którymi wyruszali na podbój otaczającego ich świata. Wraz z nimi skromni w stroju, a bogaci w ducha misjonarze, z krzyżem na piersi przynosili kaganek podporządkowania się wiedzącym lepiej i obiecującym gruszki na wierzbie w aureoli świętych postaci. Natrafili na Słowian Połabskich, którym przymus i nowy porządek się nie spodobały. 983 rok przyniósł powstanie dzielnych obrońców i swoich terenów i wiary. Zdobyli i spalili Hamburg oraz miasto Brandenburg, a w Loburgu swoją starą siedzibę, przekształconą przez cesarza Otto w twierdzę graniczną wraz z otaczającymi ją handlowymi szlakami. Byli przecież u siebie, od VI wieku między Morzem Bałtyckim, Łabą, Hawelą i Odrą uprawiali ziemie, odprawiali rytuały, rodzili dzieci i budowali grody. Święte Cesarstwo Rzymskie, jego polityczni i kościelni przedstawiciele musieli drżeć przed ich gniewem, gdy rozdrażnieni napadli na pobliski Havelberg (29 lipca 983 roku) i zniszczyli siedzibę biskupa, a potem wyparli Sasów. Przez 200 lat ten słowiański pas ziemi zachował niezależność.

Jesteśmy ciekawi, czy to przypadek, czy jednak słowiański zew sprowadził nas pod postacią czekającego małego ptaka w te okolice.

Z kościoła pw. Najświętszej Marii Panny korzystali Francuzi jako z magazynu prochu, a później, w miarę rozwoju napoleońskich wojen przetrzymywali w nim jeńców. Pewnie niejeden z tych ostatnich odetchnął z ulgą, że może przynajmniej umierać u siebie, otoczony echami modlitw i eucharystycznych dzwonów. Wybudowany pod koniec XII wieku niedługo służył mieszkańcom wioski – po złączeniu Ziemitz z sąsiednim Möckernitz w 1207 roku znalazł się poza murami w ten sposób powstałego miasteczka Loburg. Napadały na niego hordy, grabiony i niszczony szybko popadł w ruinę, którą w XVII wieku próbowała ratować tutejsza szlachta. Von Wulffen zamarzyli sobie mauzoleum, ruiny nadawały się do tego według nich wyjątkowo idealnie. Napotkali się jednak z oporem innej szlacheckiej rodziny von Barby, która w końcu wyraziła zgodę. Na niewiele się to zdało, chociaż …. malownicze ruiny wpisane zostały w słynną trasę „Straße der Romantik”, więc jednak jakiś pozytywny efekt jest.

Parkujemy na rynku pod ratuszem i już po paru krokach wiemy, dlaczego Marcel zdecydował się nas właśnie tutaj przywieźć. Ze stojącego przed nami kompleksu składającego się z dwóch budynków połączonych półkolem piaskowego portalu i zwieńczonych miejską wieżą emanuje radosna i pozytywna energia, która od razu się nam udziela. Niemalże tanecznie i wiedzeni intuicją bez zastanowienia kierujemy się do drzwi, za którymi kryje się magiczny świat rodziny von Barby. Jest czerwono i truskawkowo, jest jak w baśniach braci Grimm, trochę ciepło i przytulnie, a trochę wieje grozą z kątów i ustrojonych fikuśnie mioteł. Na dole spora kawiarnia, pachnąca kakao i cynamonem, ciepłą bułką i truskawkową konfiturą. Od razu podchodzimy do małej oświetlonej gabloty, gdzie na miękkiej, a jakże, czerwonej poduszeczce spoczywa rygiel z kłódką. To nią ostatni właściciel dóbr, Boguslav von Barby, zamknął swój dom w 1945 roku, gdy uciekał wraz z żoną i dziećmi przed zbliżającymi się Rosjanami. Jego wnu, Robert Dahl w 2010 roku wykupił rodzinną posiadłość, odnajdując kłódkę tak, jak zostawił ją dziadek. Robert jest właścicielem znanej w północnych Niemczech atrakcji Karls Erlebnis-Dorf (sześć filii: Rövenshagen, Zirkow (Rügen). Warnsdorg, Elster, Koserow (Usedom) i Loburg), truskawkowego centrum, które oferuje swoim klientom słodki smak regionalnych, w większości z tego owocu wykonanych produktów i dziecięce atrakcje w postaci mini wesołego miasteczka. I właśnie tutaj, w Loburgu, Robert otworzył szóstą tego filię. Pikanterii dodaje fakt, że stąd pochodziła Elisabeth Dahl, z rodu von Barby. Jako mała 5-letnia dziewczynka wyjechała z Loburga do Berlina, a stamtąd do Szlezwiku-Holsztyna, gdzie poznała truskawkowego rolnika Karla-Heinza Dahla z Warnsdorf. Gdy miała 46 lat po raz pierwszy zorganizowała jarmark bożonarodzeniowy na terenie gospodarstwa swojego męża. Sprzedawała udekorowane miotełki, które szybko stały się hitem, jarmark z roku na rok się powiększał, aż w końcu zamienił się w całoroczny, a z niego wiele lat później jej wnuk Robert uczynił wspomnianą atrakcję Karls Erlebnis-Dorf. Rodzinne koło się zamyka właśnie tutaj, w miejscu narodzin Elisabeth.

Zaglądamy do każdego możliwego kąta. Nad kawiarnią znajdują się pomieszczenia, które splatają się ze sobą w muzealno-gastronomiczny obiekt. Przede wszystkim jest pokój mioteł Elisabeth, jest izba siodła jej brata Friwiego (Friedrich-Wilhelm) i dzika izba Bonza jej taty Boguslava, są ogromne sale dziś służące gościom jako część restauracyjna i dużo zdjęć, rodzinnych pamiątek i ozdób. Można kręcić się w kółko, biegać od jednego pomieszczenia do drugiego, wydawać okrzyki zachwytu i odkrywać coraz to nowe detale. Wszystkie drzwi są otwarte, wszyscy pracownicy uśmiechnięci. Wychodzi się stamtąd na ogród zalany słońcem i pachnący truskawką, gdzie leniwie wygrzewa się kot, a w tle pręży grubym murem kościół pw. św. Laurencjusza. W manufakturze landrynek, znajdującej się po drugiej stronie ulicy, słodycz wzmacnia się kolorem, na stole leżą barwne cukrowe rurki cięte sprawną ręką byłego budowlańca. Uśmiechnięty mężczyzna z ochotą opowiada o swoim życiu i o pracy, której podjął się zupełnie niedawno (rok temu). Nie żałuje, roziskrzone oczy klientów są warte, jego zdaniem, tego radykalnego kroku. Obok znajduje się gorzelnia z godnymi wysokich procentów trunkami, a na samym końcu ulicy stary zamek, który wita nas tych procentów smakiem. I na koniec tego niesamowitego dnia docieramy do … siebie. Miedzy VIII a X wiekiem mieszkali w tym miejscu Słowianie. Mieli swój gród na sztucznie usypanym wzniesieniu, który nazywał się Moroszani. W X wieku zajął go Henryk I Ptasznik, twórca fundamentów potęgi niemieckiej, a o zamku po raz pierwszy wzmiankowano w 965 roku. Dzisiaj zajmują się nim członkowie organizacji Loburger Weg e.V. Po prawej 144 schodami można wejść na wieżę, by podziwiać okolicę, po lewej zajrzeć do muzeum, w którym zebrana jest niemożliwa ilość dzbanków do kawy i herbaty, ogromny tort, stary gramofon, zdjęcia mieszkańców okolic z najróżniejszych imprez, a na poddaszu stare narzędzia i bibeloty. Gdy wychodzimy na dwór czekają na nas roześmiane członkinie stowarzyszenia oferując małpeczki o różnych smakach. Najwyraźniej pod ich wpływem nie opierają się potrzebie wspólnoty i krótki metaliczny dźwięk odkręcanych buteleczek dopełnia miary szczęścia. Za Słowian, nas i was i za Marcela!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (48)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
marianka
marianka - 2023-01-01 18:18
I co, faktycznie czuć tu Słowiańszczyznę dziś? :)
 
 
mamaMa
Anna M
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 1403 wpisy1403 5503 komentarze5503 22018 zdjęć22018 1 plik multimedialny1