Popełniła samobójstwo albo miała zawał serca. 44-letnia kobieta znaleziona przy biurku w swoim mieszkaniu używała środków nasennych i alkoholu w ilościach, które nie podobały się jej lekarzowi. Miała złamane serce. Niecały rok wcześniej w lipcu 1981 roku zmarł jej 15-letni syn David, który przeskakując przez ogrodzenie uszkodził sobie tętnicę udową. Romy przygotowywała się wprawdzie do nowego filmu z Alain Delonem i planowała wyprowadzkę na wieś, jej osobisty fotograf i manager wykluczali z tych względów samobójstwa, ale do dziś krążą dwie wersje jej zgonu.
A skąd nagle Romy Schneider?
Pałacyk w Klein Loitz jest cukierkiem wsi. Ustawiony wdzięcznie w jej środku, otoczony z jednej strony parkiem, z drugiej otulony wjazdem jak kremem i figurą aktorki jak wisienką, której rozkoszy dodaje stary zegar przed wejściem. Mężczyzna i kobieta przykucnięci pod murami pałacu pielą grządki. Ona wstaje i podchodzi do nas informując, że muzeum wprawdzie już zamknięte, jednak otworzy je i prosi partnera o włączenie filmu. Na wschodzie Brandenburgii, tuż pod polską granicą niecałe trzy lata temu otworzyli muzeum Romy Schneider. Oni, Ariane i Uwe Rykow, jako członkowie powstałego w Cottbus towarzystwa miłośników aktorki, opiekują się na co dzień posiadłością, prowadzą tutaj malutką kawiarenkę, przyjmują wycieczki, coraz częściej z Polski, organizują kulturalne kolacje i pielęgnują ogród wraz z parkiem. On uważa siebie za rzemieślnika i podkreśla to w rozmowie z zapałem, ona jako artystka uśmiecha się pobłażliwie i cierpliwie opowiada o swojej babci, która wycinała zdjęcia z gazet słynnej aktorki, jak to się kiedyś robiło. Gdy po obejrzanym filmie i ciekawej wystawie opuszczamy muzeum siedzą razem na werandzie pogrążeni w rozmowie. Jakby byli tutaj od zawsze.