XIX etap szlaku 66 Jezior zaczynamy na stacji kolejowej Strausberg w Dzień Jedności Niemiec. Z byłego Berlina Zachodniego przemieszczamy się do byłych Niemiec Wschodnich. Wracamy z powrotem do punktu, gdzie wiosną zakończyliśmy
poprzedni etap, czyli nad północno-wschodnią część jeziora Stienitzsee. Jego brzeg spotyka się z moczarami, nad którymi wybudowano kładki i mostki. Niezwykle urokliwie, jeszcze nie jesiennie, wyjątkowo ciepło, jak na początek października. Dochodzimy do miejscowości Hennickendorf i byłej wyspy na jeziorze Stienitzsee. Niewiarygodne, jednak w czasach, gdy Wendowie zaczęli tutaj swoje wędrówki Wachtelberg otaczała woda, której poziom był wyższy o trzy do pięciu metrów. Dzisiaj na niewielkim wzgórzu stoi wieża Wachtelturm, której budowa przypadła na koniec lat 30-tych i początek lat 40-tych minionego wieku, czyli czasy II wojny światowej. Sama idea jej powstania wiąże się z ochroną lasów w wypadku pożaru i potrzebnym miejscem, w którym strażacy mogliby suszyć węże. Budowy nie dokończono, wojna, która najpierw rozgrywała się daleko stąd, w końcu dosięgnęła i tych okolic. W czasach NRD władze zgrabnie unikały tematu widokowej wieży. Mogłaby się ona przyczyniać do niechcianych ucieczek z kraju mlekiem i miodem płynącego. Mieszkańcy zaczęli za to wywozić spod wieży glinę, co groziło zawaleniem budynku. Wydano więc temu procederowi zakaz pod groźbą wysokich kar i budynek znów pozostawiony był samemu sobie. W latach 1987-88 pewna bezimienna małżeńska para planowała otworzenie w nim kawiarni, zwieziono nawet potrzebną ziemię, którą uzupełniono braki i zrobiono parking. Małżeńskie plany nie doszły jednak do skutku. Po zmianie systemu sukcesywnie wieżę remontowano i powstała platforma widokowa. Niestety jest ona dla nas nie do osiągnięcia. Wieża powinna być w dzień świąteczny otwarta, jest jednak zamknięta, a powód wprawia w osłupienie. Podobno opanowana została przez chmarę much, których to obecność koliduje z turystyką. Próbujemy z zewnątrz dostrzec jakieś podejrzane ruchy, kształty, niestety owadów nie widać;)
Decydujemy się na ten wariant szlaku, który wiedze obok Młynu Lemke, zamkniętego dziś wprawdzie, ale malowniczo położonego. Młyn prowadzony jest od 1870 roku przez rodzinę Lemke już w piątym pokoleniu. Mieli się tutaj zboże, tłoczy lniany olej, sprzedaje towary w małym sklepiku, produkuje karmę dla zwierząt. Można wynająć pokój, albo przyjechać na jedną z imprez, o których informuje internetowa strona. My spotykamy białego rumaka i drewnianą deskę z napisem: „nie ufaj żadnemu miejscu, gdzie nie rosną chwasty”. Stamtąd wzdłuż niewielkiego kanału docieramy do jeziora Kleiner Stienitzsee. Odpoczywamy trochę sycąc idyllą Brandenburgii i wyruszamy na ostatni odcinek dzisiejszej wędrówki - Lange Dammwiesen i Unteres Annatal czyli Długie Łąki Zaporowe i Dolna Dolina Anny. Urokliwy rezerwat przyrody, współcześnie łąki służące tu i ówdzie za pastwiska. W czasach wojny 30-letniej teren ten zarośnięty był dębami i tak nieprzystępny, że ludzie szukali i znajdowali tu schronienie przed nadciągającym wojskiem. W XVIII wieku dęby zaczęto nielegalnie wycinać, by w końcu zastąpić je sosnami. Trudno uwierzyć patrząc na otaczającą nas przyrodę zarówno w wojny, jak i ludzkie bezprawie. Dochodzimy na skraj lasu, gdzie rosną i sosny i dęby, te ostatnie wyglądają młodo, na pewno nie pamiętają czasów sprzed trzech stuleci. Szlak prowadzi wzdłuż torów kolejowych prosto na stację Strausberg, z której rozpoczęliśmy dzisiejszą wędrówkę. Co oznacza, że znów tu wrócimy:)
Jeziora:
55. Kleiner Stienitzsee
Trasa: ok. 10 km