Z restauracyjnego tarasu hotelu Aqua Natura obserwujemy spektakl wyjątkowy. Pod nami w naturalnym basenie, zaadaptowanym na turystyczne potrzeby, ludzie raczą się kąpielą. Obryzgiwani co i rusz przez fale wpadające do zbiornika, wydają z siebie okrzyki zaskoczenia i radości. Ocean zdaje się domagać ofiar, ciśnie z ogromną siłą nawały rozszalałych do białości fal i rozbryzguje o betonowy kant, by wyhamować na znajdującej się na środku skale. Fascynujący widok smakowicie podkreślony japońskimi daniami. Notabene trzeba przyznać, że nie udało się nam zjeść na Maderze czegoś niesmacznego.
Porto Moniz to zastygła lawa i bazalt. To najlepsze naturalne baseny w całej Portugalii. To spektakularny relaks na poziomie bezkresnego oceanu. To bezpieczeństwo w żywiole. To wykwintny smak rauszu. Kiedyś przysłowiowy maderski koniec świata, dziś, dzięki szybkiej trasie oplatającej prawie całą wyspę, dzienna wycieczka dla mieszkańców stolicy.
Miejscowość tuż po odkryciu Madery nazywała się Ponta do Tristão, na cześć kapitana Tristão Vaz Teixeira, jednego z jej odkrywców. Jako że od 1533 roku opiekę nad nią przejął Francisco Moniz zmieniono w 1577 roku jej nazwę na Porto Moniz. Do XX wieku mieszkańcy zajmowali się głównie połowem wielorybów, jednak świat się zmienił i obecnie uprawia się tutaj winnice (szczep Sercial) oraz zajmuje turystyką. Spływająca miliony lat temu gorąca wulkaniczna lawa po dotarciu do zimnych oceanicznych wód zastygła w bizarne skały przełamane naturalnymi basenami. Zależnie od pogody albo można przyglądać się spektaklowi spotykania się ich z oceanem, albo można pływać w czystej, gdyż nieustannie wypłukiwanej, wodzie. Kiedyś do tych basenów w czasie odpływu wrzucano wilczomlecz, który oszałamiał zatrzymane w nich ryby. Dzisiaj turyści cieszą się zimną wodą, widokami, jak z innej planety i prawie zlewają w jedno z bezkresnym oceanem. Po jednej stronie znajdują się te dobrze zagospodarowane i bezpieczniejsze, szczególnie dla dzieci, po drugiej te naturalne, niemalże dzikie. Tutaj malownicza skalna wysepka Ilheu Mole z malutką latarnią morską dodaje jeszcze większego temu pływaniu uroku. Trochę dalej znajduje się replika starej fortyfikacji z 1730 roku, zrekonstruowanej pod koniec XX wieku. Kiedyś broniła mieszkańców przed piratami, dziś jest miejscem wystawowym. Znajduje się w nim akwarium.
Spacer przez Porto Moniz robi wrażenie i jest kolejnym miejscem na Maderze, z którego nie sposób szybko wyjechać. Z jednej strony żyjący swoim intensywnym życiem ocean, z drugiej ujarzmienie jego siły i wakacyjna beztroska. Długo przyglądamy się wybrzeżu. Ocean tańczący wśród bazaltu, wydzierający się z jego małych akwenów, rozszumiały, oburzony przeszkodą, nie poddający się jej hardości. Pozorna wieczność. Kropla drąży skałę.