Wszyscy powinni wiedzieć, że tutaj jest jak w Paryżu! Choć krążą pogłoski, że o Timisoarze mówi się także „mały Wiedeń”. Gdy stoję na placach miasta, chce mi się krzyczeć z radości – że jest tak pięknie i tak niewielu tu turystów. Że mamy dla siebie miasto co krok zmieniające swoje oblicze, jak w kalejdoskopie odkrywające skrawki historii. Lekko, zadziornie, soczyście i surowo, z rozmachem i skromnie, przerażająco i z dużą dawką łagodności. Timisoara – nawet jej nazwa brzmi jak obietnica. Ty mi i ja Tobie jak najlepiej i najpiękniej.
Miasto Awarów, Kipczaków, Bułgarów, Wołochów i Węgrów, miasto zmieniające tożsamości i nazwy. Jedno z pierwszych w Europie (po Paryżu, Norymberdze, Steyr i Berlinie), którego ulice rozświetliła elektryczność. Miasto rewolucyjne, miasto dzieci-szczurów. Kwieciste rabatkami i satyryczne rysunkiem i pomnikiem. Rozjeżdżane tramwajami i wyciszone ogromnymi placami, osłonięte kolorowymi parasolami i rozszeptane modlitwami dobiegającymi z przeróżnych świątyń. Katedra świętego Jerzego, sobór Wniebowstąpienia Pańskiego i Trzech Świętych Hierarchów, kościół św. Katarzyny, św. Eliasza, Najświętszego Serca Jezusowego, synagogi, kościół luterański i węgiersko-reformowany.
Jego place - Piața Victoriei (Plac Zwycięstwa), Piața Unirii (Plac Zjednoczenia) i Piața Libertății (Plac Wolności) – te miejsca, w których wydobywa się ze mnie bezgłośny krzyk skierowany do całego świata. Krzyk zachwytu i zaskoczenia.
Teatr Narodowy i Lupa Capitolina na Placu Zwycięstwa. Kolorowe rabatki najsłynniejszego deptaku miasta. Kiedyś militarny bastion, od 1910 roku nowoczesny bulwar strzeżony przez wilczycę, symbol jedności narodów włoskiego i rumuńskiego. Katedra Trzech Świętych Hierarchów (Bazylego Wielkiego, Grzegorza Teologa i Jana Chryzostoma), cerkiew z lat 30-tych XX wieku, wzniesiona na tysiącu pali, z 11 wieżyczkami i zbiorem kościelnych artefaktów w podziemiach. Podchodzi do nas zakonnica, pozdrawia, opowiada historię i daje święty obrazek dziecku zainteresowanemu smukłymi żółtymi świeczkami w piasku.
Plac Zjednoczenia z barokową rzymsko-katolicką katedrą, stojącą przed nią statuą Trójcy Świętej i fontanną z termalną wodą. Ogromny plac z kolorowymi kamienicami-pałacami, przytulny, miękki, rozgrzany latem i ideą jednoczenia się.
I Plac Wolności ze statuą Jana Nepomuka i Marii, jak w Wiedniu, poświęconą ofiarom dżumy. Poszatkowany czarny chłopiec z telefonem przy uchu, tramwajowe torowisko z ogradzającymi je czarnymi kulami, jak armatnimi, Ewa z diabłem w pozornej symbiozie, patrząca jednak w inną przestrzeń, dal tylko sobie znaną.
Widzieliśmy w Timisoarze sztukę i kulturę na najlepszym poziomie, skradło nam to miasto wszystkie zmysły, zafascynowało różnorodnością. Przecie0 to tutaj w latach 90-tych XX wieku i na początku lat 2000-ych pojawił się „fenomen” dzieci-szczurów. Kilka grup liczących nawet do sto dzieci w wieku 6-17 lat mieszkało zimą w miejskich kanałach. Przeprowadzano różne badania, z których wynikało, że 80% z nich stanowili chłopcy, 50% miało od 10 do 14 lat, 40% nie pochodziło z Timisoary, a 65% wracało na noc do swoich rodzin. Dziś tamte dzieci są dorosłymi ludźmi. Czy ktoś zbadał, kim są, jak żyją, co mają do powiedzenia o tamtych czasach?
Ty mi i sobie też. Ty mi, a sobie piękniej, gęściej, intensywniej. Zagubiliśmy się z ogromną przyjemnością w mieście-Paryżu, w mieście-Wiedniu. W oczach zostały obrazy wyjątkowe, w sercu tęsknota za nieuchwytną atmosferą Timisoary, jej placów, ulic, parków. Tęsknota nie do ukojenia, gdyż mimo obietnic nie udają się nam powroty przy takich gabarytach świata.