Do Ribbeck zaglądamy, by zobaczyć słynną
gruszkę. Wyrosła, rozrosła się, opasła - ledwie mieści się na komnatach. Lekko przerażone jedziemy przed siebie w przestrzeń gminy Havelland. Mijamy Pessin i smętny, opuszczony dwór, zdewastowany tak, aż ściska serce. Za to już w kolejnej wiosce, w Senzke, trafiamy na uroczy późnoklasycystyczny pałacyk z wieżyczką i kolumnowym portalem. Należał do rodziny von Bredow, która zatrudniła słynnego później ogrodnika Joachima Heinricha Fintelmanna. Jego domek stoi tam do dziś i służy za muzeum i miejsce spotkań. Pałac znajduje się w rękach prywatnych, wejście jest zabronione, a Dom Fintelmanna jest remontowany.
Joachim mieszkał w nim od 1727 roku. Na terenie majątku prowadził gospodarstwo ogrodnicze i szkółkę drzew ozdobnych. Wśród jego klientów był sam król pruski Fryderyk II, który w 1742 roku zamówił u niego kilka wozów bukszpanu na potrzeby renowacji ogrodu pałacowego Charlottenburg. Ogrodnik miał wykorzystać znajomość z nadwornym kolegą po fachu i w połowie XVIII wieku przeniósł się do Charlottenburga. Jak ze stratą poradziła sobie rodzina von Bredow - tego nie wiadomo.
A potem ni stąd ni zowąd znajdujemy się w Kleßen, miejscowości, gdzie Muzeum Zabawek sąsiaduje z żółtym pałacykiem otoczonym ceglanymi zabudowaniami, pośrodku których wznosi się wodna wieża. Bociany, owocowe i orzechowe drzewa, wielobarwne pierzaste kosmosy i ogród. Ten mały brandenburski cud należał do rodziny von Bredow, a dokładniej do szambelana Gebharda Ludwiga Friedricha. W latach 1723-1730 na południowym krańcu majątku wzniesiono za dwa tysiące talarów zamek. 402 talary wniosła żona fundatora. Majątek odziedziczył wnuk, Friedrich Ludwig Wilhelm von Bredow, dzięki któremu ród został podniesiony do rangi hrabiowskiej w Prusach. Prestiż, majątek, powodzenie. I niebezpieczeństwo upadku, strat, kryminalnych zapędów czy wojennych zawirowań.
Już w 1806 roku do Kleßen dotarły francuskie oddziały w czasie IV koalicji antyfrancuskiej pod dowództwem marszałka Joachima Murata. Splądrowały majątek pozostawiając szkody oszacowane na 18 tysięcy talarów oraz zabierając bezpowrotnie tabakierkę należąca niegdyś do Fryderyka Wielkiego. Wydarzenie to przeszło do historii jako „sprawa króla Murata”. A jednak raz uzyskana renoma nawet w obliczu takich wydarzeń nie traci na swym blasku. Dobra podniosły się z wojennej pożogi. W 1858 roku zamek odnowiono w duchu epoki, a w 1889 roku odwiedził to miejsce sam Theodor Fontane, pozostawiając odręcznie narysowane plany pięter zamku.
Ostatni właściciel z rodu von Bredow zbankrutował w 1932 roku i zmuszony był przekazać majątek bankom. Od nich nabył go kapitan korwety Herrmann Ehrhardt, ukrywający się w okolicznych lasach w obawie przed prześladowaniami SS po tzw. puczu Röhm'a, znanym też jako noc długich noży. Uciekł w końcu do Szwajcarii, a Kleßen kupił Hans Richard von Rochow, kanonik katedry brandenburskiej, który zginął pod koniec II wojny światowej. Przez pewien czas budynek służył jako kwatera główna generała Wehrmachtu.
A później kokosił się w nim socjalizm, prowadził handel artykułami spożywczymi, przedszkole, kino i dom spokojnej starości. Gdy i on przeminął wszystko zapadło się w sobie, Dopiero w 1999 roku znaleźli się odważni, którzy przeprowadzili gruntowny remont i dziś majątek prężnie działa jako hotel, restauracja, miejsce imprez i koncertów. Angielski ogród, kawiarenka, wspomniane Muzeum Zabawek w dawnej szkole i Muzeum Książek dla Dzieci - a przede wszystkim duża porcja spokoju.