Klasztor w Marienmünster ufundował w 1128 roku hrabia Widukind III von Schwalenberg.
Kiedyś klasztor benedyktyński, dziś mieszka w nim garstka pasjonistów. Jeszcze chwila i ich nie będzie, brakuje powołań, klasztor zostanie prawdopodobnie zlikwidowany. Ale to kiedyś, w niedalekiej przyszłości, ale póki co, pasjoniści są.
Pochodzą z Holandii. Wprowadzili się tutaj w 1967 roku i od tego momentu wzrosła liczba pielgrzymów odwiedzających klasztor. Przełożony klasztoru Hubert Ennenga zażyczył sobie w związku z tym jakiegoś miejsca kultu maryjnego i wybrał pobliską zaciszną niby grotę, gdzie stanęła figura Maryi z Dzieciątkiem, ufundowana przez mieszkańców Marienmünster. "Matka świętej nadziei" - patronka holenderskich pasjonistów.
Wokół klasztoru lasy, pola, wioski. Idyllicznie, romantycznie. Gdzieś po drodze mijamy jedną z najstarszych tutaj przydrożnych kapliczek z 1731 roku, ufundowaną przez Henricusa Hermannusa Thaurena i Anne Margarethe Welling. Musiało ich coś bardzo gnębić, lub zrobili coś złego, bo napisy na niej to jeden wielki lament i błaganie o wybaczenie, powoływanie się na mękę i na ludzką niegodność. Pan i pani, różne nazwiska, kto wie...
Niedaleko klasztoru, widoczna pośród lasów wieża "Oldenburg". To pozostałość osiedla z XIII lub XIV wieku. Dziś w prywatnych rękach, góra zamieszkana, zadbana. Ciekawe. Ciekawe tak mieszkać na szczycie, na odludziu, na zadupiu.