Nasmin nie wyróżnia się niczym szczególnym - jedna z wielu chustek oplecionych wokół bioder, jedna z wielu nieujarzmionych czarnych czupryn, jedne z wielu popsutych zębów i jedna z wielu promieniujących szczęściem twarz. Chce sprzedać zrobiony przez siebie katamaran. Za 400 rupii.
"Kiedyś miałem dużo pieniędzy. Dużo paliłem. Piłem. Niszczyłem się. Ludzie są źli, gdy masz za dużo. Wykorzystują. Dzisiaj nie mam nic. Robię te zabawki i muszę sprzedać jedną na dzień, żeby mieć na jedzenie. Źle, gdy sprzedam dwie, bo następnego dnia nie wezmę się do roboty. Lepiej codziennie po trochu, niż za dużo naraz. Dzieki temu jestem spokojny. Dobrze mi z tym."
Nie ufam mu. Dziecku zabłysły oczy na widok ruchomego cudeńka, a ja mu nie ufam. Mówię, że przyjdziemy za dwa dni to kupimy.
"Masz, weź, jak przyjdziesz to zapłacisz". Osłupiałam. Nareszcie ktoś, kto nie chce od razu, dużo i agresywnie. Uśmiecha się promiennie i ufa mi. Postanawiam zabrać, co daje i odejść. Nie goni nas, macha przyjaźnie i wie, że wrócę.