Biznesmen nawrócony.
Herman S. pochodzi z bogatej holenderskiej rodziny handlującej rybami. Przed dziesiątkami lat młody, prężny, z pomysłami dowiedział się, że Sri Lanka jest grzechu warta. Dużo ryb i tania siła robocza. Przyjechał, rozkręcił interes, stał się milionerem i spacerował po ulicach Colombo. Veni, vidi, vici.
Tylko że na tych ulicach żyli ludzie. To były ich domy. On był młody, oni byli starzy, nie mieli nic oprócz wyciągniętych przed siebie rąk. Nocą układali je obok swoich wychudzonych ciał i zasypiali, kopani przez nieuważnych przechodniów.
Herman się zatrzymał. I został. I wziął tych ludzi bez renty czy emerytury, bez rodziny, z perspektywą rychłej śmierci i wybudował dla nich w środku dżungli dom, małe miasteczko, gdzie żyją, jedzą, pracują, modlą się i umierają. Zrobił jeszcze wiele, wiele, wiele. Można by tym życiorysem obdarować paru ludzi - tych, którzy marnują czas i zapał, którym się nie chce, którzy zastygli w mierności.
Dziś anioł wśród swoich - zamieszkał tam, gdzie oni - oni, z perspektywą rychłej śmierci.