Uwe jest chodzącą wdzięcznością.
Dziękuje za wszystko, co się da, bo "wszystko jest darem".
Dziękuje za wszystko, co dobre, a że przez tę wdzięczność tylko to, co dobre go spotyka, nie przyjdzie mu nawet do głowy, że ktoś lub coś może być złe. Ojej.
Uwe pochyla się przed każdym napotkanym człowiekiem, by wyrazić w ten sposób swój szacunek. Ma to magiczną moc, bo bywają chwile, że ginie wśród tych szanowanych napotykanych. Uśmiecha się i ucieka, ale nigdy, przenigdy nie zrani tego kogoś niepotrzebnym słowem lub gestem. Wiele znosi i na wszystko stara się spojrzeć pozytywnie. Gdy wylądowaliśmy w jakimś obrzydliwym, śmierdzącym hotelu gdzieś na południu wyspy, mogłam tylko płakać ze śmiechu tak rozbawił mnie siedząc na "łożu" jak go Pan Bóg stworzył, okryty prześcieradłową torą, z zaburzeniami krążenia, które przyprawiły go o omdlenie pod prysznicem i błogim uśmiechem na twarzy mówiąc, że tylko w takim stanie jest znieść te warunki.
Głęboko wierzący katolik nie należący do kościoła, z nutką buddyzmu w duszy.
Ma nadzieję, że w końcu uda mu się znaleźć tę jedyną. Życzę mu tego, bo z takim podejściem do dzieci powinien ich mieć gromadkę.