Ukraść dwie minuty z całego dnia tylko dla siebie. Usłyszeć głos w telefonie bez względu na cenę. Jakby nie było Sri Lanki, jej położenia względem Europy. Jakby nie było bezwzględnej maszynerii turystyki. Idzie do biura podróży i rezerwuje hotel. Jedzie i myśli: popatrzę na palmy, ocean, deszcz. Pomyślę. Zatracę się. Wrócę. Być może z pełnym brzuchem i ciemniejszą skórą. Na pewno z wypstrykanymi kartami pamięci digitalnych zabawek. Tak myśli. Nie bierze pod uwagę innych możliwości. Nagłego przyjemnego ścisku w żołądku. Braku snu. Czarnych oczu i próby rozmowy, choć plączą się pojęcia i gubią nazwy.. Nie bierze pod uwagę tego, że wszystko się może rozpłynąć - ten hotel i plaża, palmy i to przeraźliwe ciepło. Że może zostać tylko przestrzeń między nią a kimś, kogo w ogóle nie zna, a kto nagle już tylko zachłannie i zaborczo zajął czas? byt? istnienie?
To uczucie jest niezależne i poza nią. Nie daje się zapakować w nic, nie ulega rozsądkowi, płynie, przeszywa, faluje. Zmusza do uśmiechu, do przyglądania się nocy zza szyby.
Ona i on.
Bezradność.
Są takie, które bawią się nimi, bo inni i egzotyczni.
Są tacy, dla których białe kobiety to wyzwanie i źródło lekkich pieniędzy.
Ajith wierzy w szczerość swoich uczuć. I jej. Nie widzi sensu w pustym bawieniu się ciałem, dla niego miłość to sens życia i bezpieczeństwo. Czeka.