Ottomar jest pasterzem. Najprawdziwszym. W dodatku wędrownym. Tak! Od dziecka chciał pracować ze zwierzętami i zawód pasterza wydał mu się idealnym - był wolny. Owce, psy, łąki to tu to tam. Całe swoje życie spędził w ten właśnie sposób, żyjąc z wiatrem, słońcem i gwiazdami za pan brat.
Zobaczyłam go przed pięcioma laty w Düsseldorfie nad Renem. Oniemiałam. W środku tego wielkiego miasta, tego całego Zagłębia Ruhry, w ciszy i spokoju stał i doglądał swoich zwierząt pasterz. Mieszkał w przyczepie campingowej, miał jeden talerz, jeden widelec, jedną łyżkę i jeden garnek, ale noży za to całą masę. Taki był jego wybór i tylko z tym był naprawdę szczęśliwy.
Od roku mieszka w Borgholz, w murowanym domu, próbuje cieszyć się emeryturą i wspomina minione 71 lat. Nie bardzo mu to wychodzi. Widać go na łące wśród paru kóz i owiec. Stoi na wzgórzu i czeka na wiatr. Tylko wtedy czuje się prawdziwie wolny.
Ottomar zmarł 08.I.2013 roku...