Za światłem nieprzenikniona czerń. Ocean szumi i szumi, niestrudzony, bez końca. Środek nocy to spotkanie z tropikalnymi owadami i gadami - nie śpią nigdy, czujne i szybkie.
Wyjeżdżamy na wycieczkę na południe wyspy. Jeszcze bliżej ciepła i skwaru. Ulice i ciemny jeszcze świat nawet o tej porze tętnia życiem. Tu ktoś wciąż dokądś zmierza, nie śpi, szuka swego. W mijanych miejscowościach smród i miliony śmieci, znana już prowizorka i kikuty ich mieszkalnych domostw. Coraz więcej ludzi, białe dzieci jadące do dusznych szkół, tony jedzenia na straganach, rybi fetor. W tym mieście sprzedają szlachetne kamienie, a w tym owoce morza. Przedmieście Colombo straszy potworem - blacha, nędza i wrzask. I ten porządek, to opanowanie, ten spokój w nieskończonym chaosie materii. Ich twarze są tak łagodne, że wszystko obojętnieje i zgadzamy się na całą tę umowność.
W parku narodowym Uda Walawe czekają na nas dzikie słonie, krokodyle, sępy, małpy, boćki i inne piękne ptaki, kikuty drzew w wysuszonym jeziorze i widoki, których się nie zapomina. Żar leje się z nieba, sępy proszą o deszcz.
Na Sri Lance jest 12 parków narodowych i 70 rezerwatów przyrody. Sanctuaries to rezerwaty, w których nie wolno polować, do Nature Reserves nie wolno wchodzić bez specjalnego pozwolenia, a w Strictly Nature Reseres flora i fauna są pozostawione samym sobie, wchodzić mogą tam ludzie jedynie w celach naukowych. Parki Narodowe można zwiedzać tylko w towarzystwie Ranger i jeepem - Ranger czeka przy wejściu, jego honorarium jest zawarte już w cenie biletu i trzeba się go słuchać - absolutnie nie wolno wysiadać z samochodu. Nasz nam pozwolił, widział w końcu jak po początkowej euforii, gdy staliśmy i rozpościeraliśmy ręce czując się wolni wśród tej przyrody, padliśmy w żarze i skwarze na siedzenia i prawie nie reagowaliśmy na krążące sępy... Spacer dobrze nam zrobił, trochę cienia, trochę wody i z nadzieją na dżunglę pojechaliśmy po 15 minutach dalej. Dżungli długo nie było, ale za to krokodyl i znów te krążące sępy...
Dojechaliśmy później do grupy dziko żyjących słoni. Piękne były! Wolne, nie wytresowane, z dystansem. Nasz kierowca jednak dystansu nie miał, podjechał za blisko, bo chcieli nam pokazać jak slonie chronią swoje grzbiety przed słońcem (wysuszone błoto to słoniowy krem przeciw poparzeniom) i słonie strasznie się zdenerwowały, gdyż pośród nich było małe, paromiesięczne słoniątko. Jeden z nich podszedł do nas i zaczął na nas krzyczeć - i to jak, wyraźnie chciał nas zaatakować, przegonić, pozbyć się w obojętnie jaki sposób. Ranger bardzo się przydał, słonie odeszły i okrążyły tego najmniejszego tak szczelnie, że nie można się było nawet domyśleć, że tam jest. Wydaje mi się, że powinniśmy przed naturą mieć dużo większy respekt...