Koncert jazzowy grupy Big Band Holzminden na dziedzińcu zamku w Bevern.
Wchodzi kobieta. Koncert trwa już jakieś 15 minut. Kobieta w bramie wyjmuje z kieszeni swojej kurtki dwa telefony komórkowe. Obydwa trzyma w jednej ręce - jednym nagrywa, drugi w zapasie. Przechodzi pomiędzy ludźmi i trzyma przed sobą telefon jak broń. Wymierzony na wszystkich i wszystko. Widać zakłopotanie i nieumiejętność znalezienia się w sytuacji: zamek, koncert, skupienie.
Kobieta siada i nagrywa: ludzi przed sobą, ich głowy, kurtki, oparcia krzeseł, fragmenty kubków, kieliszków, murów. Nagrywa i rozmawia, pokazuje, przełącza, zmienia telefony. Nie przestaje nawet na moment kryć się za zabawkami. Źle jej tutaj (choć pewnie nigdy by się do tego nie przyznała), ale dzięki drobnemu wybiegowi czuje się bezpieczniej.
Towarzystwo, z którym przyszła, usilnie się uśmiecha i udaje, że wszystko jest w porządku. Próbuje skupić się na muzyce, przytakuje na każde pytanie, uwagę, pokazanie, bo kobieta pokazuje to, co nagrała. W trakcie trwania koncertu pokazuje nagranie z koncertu. Towarzystwo się niecierpliwi, ale kamienny i szczelny uśmiech nie schodzi towarzystwu z twarzy.
Gdy w końcu padła bateria w obu telefonach kobieta chce iść do domu. Nie ma broni. Nie potrafi skupić się na muzyce, nie potrafi TYLKO słuchać. Nie wie co zrobić z rękami, oczami, ustami. Chce iść do domu i wrzucić to, co się nagrało, do komputera. Chce się czymś zająć, znaleźć jakąś iluzję, ułudę.
W zamku w Bevern kamienne twarze. Takich twarzy pełno w każdym zamku, mówi się o nich często: "jaka szkoda, że nie mogą mówić". A ja wcale nie chciałabym, żeby mówiły! Te tutaj - nie!
Nie chciałabym słyszeć historii:
- o czasach, gdy ich jeszcze nie było;
- o śmierci ich stworzyciela w 1633 roku;
- o komediowej sali i intrygach w niej prowadzonych;
- o kłótniach, zwadach, nieporozumieniach;
- o pompatyczności, wywyższaniu się, złym traktowaniu służby;
- o tej "lepszej" warstwie, która w żadnych czasach lepsza nie była;
- o poprawczaku do 1870 i metodach wychowawczych do 1933;
- o sporcie w wydaniu nacjonalno-socjalistycznych SA;
- o obozie dla robotników przymusowych i rodzin uchodczych wojennej zawieruchy.
Co to byłyby za historie! W kamiennych twarzach zastygł ich nieustanny i nieuchronny nurt.
Jeśli jednak znalazłyby się takie ( a sądząc z wyrazu twarzy - znalazłyby się!), które wyjawiłyby tajemnice zakamarków, ciepłych czułych wieczorów, szeptów potajemnych, kątów przyciemnionych i alków zasłoniętych - to ja bym chętnie posłuchała...