Żeby nie było - śnieg jest! I zimno też!
Właściwie trzeba było założyć kalesony pod spodnie i w ogóle ubrać się cieplej niż do tej pory. Trzeba było, ale jak się nie zrobiło to nic tylko...szybciej, szybciej, szybciej. I uważać przy tym szatańsko, by na leżących wszędzie, porozrzucanych jakby przez kogoś, kamieniach się nie poślizgnąć.
Zaśnieżone lasy, drogi, skały. Już bardziej bożonarodzeniowo nie może być - świerki jako białe choinki, strojne jak młode panny, uginają się pod pozornie lekkim naporem puchu. Ta atmosfera jest wyjątkowa i nie znajdzie się jej w żadnym sztucznym supermarkecie. Tam jest bogato, kolorowo, kipiąco, tutaj jest spokojnie, skromnie i biało-zielono - balsam dla ludzkiego istnienia. Kto wybiera coś innego, ten...
W dodatku tyle w tych lasach historii, przeszłości, kamieni zastygłych, legend, które można dziś odnaleźć w wirtualnym świecie. Jedno wejście na stronę taką czy owaką i już się jest wśród pogan. Wtedy właśnie w Jaskini Zmory (Drudenhöhle) zmora mieszkała. Czasy Wodana, czyli ofiary bogu na spokojne i obfite w plony dni. Ona, pilnowana przez psa w swojej jaskini, bywała kapłanką w czasie ofiarnych ceremonii. Odziana w śnieżnobialą płócienną powłóczystą szatę zabijała źrebaka i jego krwią błogosławila licznych uczestników, czyli przybyłych zewsząd wiernych. Gdy czasy się zmieniły, a i ludzie z nimi, gdy chrześcijaństwo się szerzyło, chciane czy niechciane, opuściła swoją jaskinię wraz z psem. Nikt jej nigdy więcej już nie widział. Skała jest i czeka, choć tego drugiego wcale nie jestem pewna. Ofiarny kamień znajdujący się ponad nią, nie zdaje się tęsknić do krawawych czasów i wątpliwych rytuałów. Cieszy się wręcz bożonarodzeniową łagodną atmosferą, przygarnia do siebie małe, śnieżne choinki.
Parę kroków dalej Leniwy Mysliwy (Fauler Jäger) - 6 metrów wysoki, 24 metry szeroki piaskowy głaz, który też miał być ołtarzem ofiarnym pogan. Mnie bardziej odpowiada legenda, według której saksoński wartownik zmożony snem własnie w tym miejscu został napadnięty przez frankońskiego żołnierza. Czyżby skamieniał ze strachu?
Idąc dalej z ogromną przyjemnością, nucąc kolędę "Cicha noc..." (no nie można się w takiej okoliczności powstrzymać) kolejny pogański ołtarz "Mały Pan Bóg". Brzmi...pogardliwie. Cesarz Karol postawił w tym miejscu kamienny krzyż, miejscu do tej pory używanym do czczenia germańskich bóstw, by świeżo nawróceni nie myśleli o bogach dawnych, przegnanych precz, a wręcz bezlitośnie uśmierconych. A oni i owszem, na krzyż patrzyli, ale w duchu się śmiali i kpiąco "maly pan bóg" nazywali. Mówili tak, gdy go mijali w drodze do Wielkiego Boga Wodana, by jeszcze większe ofiary mu składać.
To tyle jeśli chodzi o pogan. Wciąż mam wrażenie, że pełno ich tu jeszcze wszędzie...
Po paru kilometrach dla odmiany zaciągnięci przez rozochoconego i niezmordowanego towarzysza wędrówki, przedzierając się przez romantyczne według niego błoto, dochodzimy do niesamowitego wąwozu. Strome skały i czarne bajora wody, połamane drzewa, zielony wszędobylski mech, atmosfera grozy i zaskoczenia.
W XIX wieku 500 robotników próbowało tutaj wybudować 600 metrowy tunel na potrzeby kolei. Najpierw problemy finansowe zahamowaly prace, potem obsunięcia ziemi, rewolucja w 1848 roku, a w końcu było na to za późno, bo w międzyczasie ludzkość bardzo się technicznie do przodu posunęła i niedokończony tunel okazał się być przeżytkiem. Prace zarzucono. Pozostał dziki świat skalno-wodnego-roślinnego współistnienia. Zachwyca tak, że wystarcza jeszcze na błoto w drodze powrotnej, jego romantyzm nagle działa i w wodnych oczkach odkrywamy zupełnie fascynujące życie. Lato zatrzymane w kadrze kałuży.
O lesie piszę, a gdzie ten las? Ponad Willebadessen. Miasteczko nieruchome, puste w niedzielę, zimowym snem ogarnięte. W związku z tym - zimą i zimnem - zjeżdżamy tam na poszukiwania ciepłego lokum z filiżanką parującego, rozgrzewającego napoju.
W sercu miasteczka park i były klasztor benedyktynek. Powstał w 1149 roku, zlikwidowany w 1810, dziś budynki używane są do różnych projektów, a przede wszystkim są siedzibą i własnością fundacji "Europejski Park Rzeźb Willebadessen". Fundacja ambitna, wystawy takie też, a w parku oglądamy prace przeróżne, wyzywające, święte i niezrozumiałe.
Czas jednak najwyższy na herbatę z cytryna i kawę z mlekiem. I toffi, których nikt z nas nie lubi.