Uwielbiam te miejsca. w których dorośli udają, że im się podoba.
No dobrze, nie będę niesprawiedliwa i się poprawię - większość dorosłych udaje.
Otóż ta większość, gnana poczuciem wychowawczego nacisku i żądań żądnych dzisiaj wszystkiego dzieciaków, wkracza w taki przybytek uciech i radości i się sili. Niektórym wychodzi to lepiej, niektórym gorzej. Schemat ten sam: im dłużej to trwa, tym bardziej skwaszony wyraz twarzy, tym mniej cierpliwości, a w końcu i sił. Tego ostatniego trzeba mieć w nadmiarze. Tak jak mają dzieciaki.
Najpierw się wchodzi z triumfem, który przy kasie sięga dna, jeśli nie ma się w zanadrzu jakiś bonów, czy talonów. No i jeśli ma się za dużo osób towarzyszących. Popychając zdezorientowane i zaaferowane dzieci do przodu, zwraca się za wszelką cenę ich uwagę na kręte schody, prowadzące do klockowego raju, jednocześnie odwracając za równie wszelką cenę ich uwagę od niedającego się nie zauważyć sklepiku. Tam wiadomo co jest, a byle pierdółka czyni cuda - zaokrągla już zaokrąglone do granic niemożliwości dorosłe oczy. Dziecięce też, a jakże. Jeśli się udało popchnąć skutecznie, niestety, nie oznacza to wygranej - przy wyjściu nic już się nie uda, trzeba przejść przez kolejny sklep. Sceny dantejskie się tam odgrywają, bo i po paru uroczych godzinach połączonych z finansowymi niespodziankami, wszelkie ludzkie odruchy równe zeru.
Miniland z kopiami zabytków Berlina, pirackie statki z wyżywającą się na wszystkich pracownicą - szturchała i dźgała atrapą pirackiej maczety, pryskała wodą, dogadywała i czepiała się szczegółów. Nie zauważała, że zwolniło się miejsce i z sadystyczną rozkoszą przyglądała się rosnącej kolejce. Przenieśli ją potem do kina - kazała wszystkim wydzierać się do zdarcia gardeł, grożąc, że inaczej nie wyświetlą filmu.
Potem było budowanie zwierzątka z czego? No jasne - z klocków lego! Pan się silił i bywał zabawny, choć lepiej było go słychać, jak zepsuł mu się mikrofon... Wręczył każdemu (dorosłym też!) woreczek i instruował w ogóle, o dziwo, nie znudzony. Wyszedł wszystkim żółw (w wersji mini), słodki wściekle i trzeba było zapłacić za niego 3 €, jeśli się go chciało. 3 € - pomimo robocizny!
Obok fabryka, gdzie niby się te klocki wytwarza. Sucho, zwięźle i na temat, klocki sunęły po taśmie jak malowane. Lego-Fabrik 2010 - tak figuruje na jednym, co go to tam dostaliśmy.
I bufet. Cud, cudeńko. Za pączka chcieli 2 € (w cukierni na mieście 80 centów), za kosmicznie kolorowe, chemiczne lodowe picie 2,95 € i jeszcze bezczelnie wmawiali, że jak się w takim długim plastiku kupi za 3,50 € to każde kolejne napełnienie tylko 1 € kosztuje! Wmawiali z nieprzykonywującym uśmiechem. Głupio tak sugerować brak elementarnej wiedzy z rachunków i miar. Jak oni pod koniec dnia wyglądali - oni, pracownicy Legolandu Berlin!
Wokół kawiarni walało się po podłodze tysiące klocków. Dorośli siedzieli przy stolikach i udawali, że nie widzą. Deptano ich paroletnią walkę o porządek w dziecięcych pokojach definitywnie, ale co było robić - z wymownym wyrazem twarzy tłumaczyli pociechom, że tam obok jest fajnie, wystarczy pójść i się przysiąść do tej dziury z niebieskimi, albo czerwonymi. Albo zjeżdżać, skakać, popychać na mini placu zabaw. Gdy pociecha dała się przekonać (trzeba przyznać, długo to nie trwało), dorośli z ulgą osuwali się na krzesłach i bladzi, nieprzytomni, wpatrywali się:
- albo w zegarek, kiedy nastąpi koniec;
- albo w poniewierające się wszędzie szczątki gazet;
- albo w książkę przyniesioną ze sobą ze spokojnego domu;
- albo w innych towarzyszy tego cierpienia.
Jedynym miejscem, gdzie wszyscy mniej wiecej czuli się na tych samych prawach, było kino 3-D. Ożywienie wyraźne i może zwrócone poczucie godności. Cisza względna wokół (panią piratkę można było przetrzymać), film krótki, ale zabawny i ta klasyczna czerń. Drobiazgi w postaci pryskającej w odpowiednim momencie wody czy wiatru, bo na ekranie leci helikopter, można było w zupełności zignorować. Po seansie wychodził do raju dla dorosłych zupełnie odmieniony tłum.
Większość tak miała, ale są i tacy, w których budzi się uśpione dziecko, którzy mają ten sam obłęd w oczach,co ich latorośle. Biegają, szukają, budują, się zachwycają, zapominają o głodzie i pragnieniu i wciskają się w zjeżdżalnie dla dzieci do lat 6, łamiąc sobie przy tym niezauważalnie kości, o których istnieniu dawno się już zapomniało (uśmiech dla tych wiedzących:-). I tym, jak również wszystkim dzieciom, Legoland jak najbardziej polecamy!
LEGOLAND® Discovery Centre Berlin
Potsdamer Straße 4
10785 Berlin
Poniedziałek - Niedziela
10.00 - 19.00
Sklep czynny od 10.00 do 19.00