Ogrom trzeba ułagodzić, czyli pogłaskać. Czasem tylko liznąć. Jakoś dla siebie oswoić i gdzieś zacząć, gdziekolwiek, bo inaczej co? Jak? Z której strony?
Jakaś ulica, jakieś rondo, jakiś kanał. Dobry dobrego początek.
Domy, ludzie, chodniki. Coś się mija, coś się ignoruje, a coś nie. I dobrze, że zmysły same dokonują wyboru, pełna indywidualizacja. Wyruszamy w to pobieżne poznawanie ogromu.
Jakaś ulica, jakiś budynek. Wiem, gdyby ci, co w środku, dowiedzieli się, że w opisie użyto słowa "jakiś", byliby urażeni, oburzeni, a może i zranieni. Kościół scjentologiczny ma się za jedyną prawdziwą religię powstałą w 20 wieku i można, a nawet trzeba to uszanować. Tom Cruise i John Travolta mają potwierdzać powagę, a audytowanie E-metrem oczyścić umysł z negatywnych przeżyć i reakcji na bodźce zewnętrzne. Pewne pisma są dostępne tylko zaawansowanym członkom organizacji, a jednym z głównych wierzeń scjentologów jest teza, że "prawdziwe jest to, co jest prawdzie dla ciebie". Przemyka mi przez głowę pytanie, skoro tak jest, to po co mi religia organizacji?
No nic, scjentolodzy walczą o swój dobry obraz, bo chwilowo nagonka mediów na całego. Dwoją się i troją i zacierają ręce, bo im większa nagonka, tym lepszy rozgłos, a czy nie o to w tym wszystkim chodzi - można zapisać to na poczet proroctwa rozpowszechniania "naszej jedynej prawdy, jak to zostało zapowiedziane".
Obok teatr Tribüne, istniejący w latach 1919-2008, należący do najstarszych berlińskich scen prywatnych. Żeńskie gimnazjum z 1915 roku z aulą na 300 miejsc, przekształcone we wrześniu 1919 roku w polityczno-ekspresjonistyczny teatr. Wystawiano tu "Decyzje" Waltera Hasenclevera, "Zmianę" Ernesta Tollersa, czytali na scenie tacy jak Stefan Zweig czy Else Lasker-Schüler, a dadaiści celebrowali obrażanie publiczności.
W czasie wojny teatr wielokrotnie zamykany, po wojnie jako pierwszy otwarty. Repertuar był lekki, ludzie płacili za bilet żywnością, brykietem (materiał opałowy), papierosami czy...pończochami. Potem był triumf satyryczno-politycznych przedstawień, choć i klasyka grała ważną rolę.
W końcu berliński senat przestał teatr dotować. 31 grudnia 2008 roku wystąpiono po raz ostatni, ale już osiem miesięcy później znalazł się Gummar Dreßler, człowiek sztuki, który nie licząc na dofinansowanie, ale na rezygnację wynajemcy z czynszu, teatr wskrzesił. Sztuki wystawiane są nowoczesne, dopasowane do współczesnego społeczeństwa.
Sekta, teatr to i czas na naukę - Berliński Uniwersytet Techniczny. Chłodny, ostry, betonowy obraz naukowego zakątka przy Ernst-Reuter-Platz. Wielu ludzi tu studiowało, wielu wciąż to robi. W budynku z dużym "T" na 20 piętrze kawiarnia z przepiękną panoramą miasta. To moje pierwsze berlińskie odkrycie miejsca nie turystycznego, a turystycznie fajnego. Dziś niedziela, kawiarnia zamknięta (czynna tylko w tygodniu od 8 do 17), zdjęcia więc tylko z jednej strony, resztę dołączę przy najbliższej okazji.
Przed reprezentacyjną bramą byłego miasta Charlottenburg śmieciarz śmieci wywozi, nad kanałem fiołki błękitnieją, bazie się puszą i mężczyźni kochają. Jakaś cerkiewka, jakiś napierający statek-graffiti, diabeł we właściwej postaci i zaskakujący spokój milionowego miasta.
Jakiś dom z numerem 23, zdobienia słoneczne i syrenki jako służki. Mężczyzna lekko wstawiony, z aktówką poważną w dłoni, usiłuje głos trzymać trzeźwo i konfabuluje w telefon: "Co ty mówisz, cały tydzień nocowałem w hotelu".
Udało się, ogrom trochę oswojony.