Jednak pozory mylą – na Sal jest jeszcze coś do odkrycia, co można zostawić sobie na koniec przydługiego pobytu. Zabierając w drogę prywatny samochód od Włocha z naprzeciwka, właściciela wypożyczalni rowerów itp., który musimy zwrócić wczesnym popołudniem, żeby zdążył odebrać żonę z lotniska, jedziemy zobaczyć ostatnie atrakcje wyspy. Są nimi – niebieskie oczko i rekiny.
Buracona położona na północy, w części niezamieszkałej, za to wulkanicznie pięknej, pustkowiu kamienno-lawowym z daleka wygląda na duże nic. Dopiero z bliska dostrzec można dziki spektakl bawiącego się opoką oceanu. Woda rozbryzgiwana o skały donośnie roznosi tego aktu echo, a nieustanność zachwyca i przeraża jednocześnie. Jako że utworzyła się szczelina odgrodzona skalnym progiem, przez który woda wciąż się do niej dostaje, utworzyło się małe jeziorko, które łagodzi krajobraz surowości. Jednak samo niebieskie oczko znajduje się obok, niemalże w jaskini i można je dostrzec tylko w południe zgrabnie i z ostrożnością się nad ową jaskinią pochylając. Barwa czysta i nieskalana, efekt spektakularny, a wrażenie gwarantowane na tej pustej przestrzeni. Parę grup turystycznych, handlarzy, czy lokal gastronomiczny aktualnie pusty nie zakłócają doznań.
Wracając decydujemy się kierować drogowskazem na Espargos, co okazuje się być bardzo malownicze, gdyż droga jest niewidoczna, za to krajobraz pustynno-wulkaniczny. Przejeżdżamy na drugą stronę wyspy przypominając sobie przewodnika z
saliny, który twierdził, że niedaleko od niej można zobaczyć rekiny. Najpierw ukazuje się metalowy wrak statku przy brzegu, a później jakaś sklecona buda, wokół której zebranych było paru miejscowych uprzejmie machających na znak pokojowych zamiarów. Rzeczywiście, poza ofertą wynajęcia klapek za 2 euro od pary w celu nieranienia stóp przy bliższym kontakcie z rekinami niczego więcej od nas nie chcieli. Spora grupa zainteresowanych wyruszała już objuczona aparatami w stronę wzburzonego oceanu. Niektórzy twierdzili, że coś ciemnego widzieli, inni byli lekko rozczarowani.
Wjechaliśmy jeszcze za miejscowość Santa Maria, żeby na spokojnie pożegnać się z tym dziwnym wyspiarskim światem. Choć nas nie zachwycił to jednak zaspokoił ciekawość i nauczył jednego – cieszyć się z wszelkich europejskich dóbr, których w rutynowym wygodnictwie często nawet już nie dostrzegamy. Na jego tle wszyscy jesteśmy bogatymi szczęściarzami ...