Krematorium jak zamek, kolumbarium obok pieców, kapela, 10 000 tysięcy krzaków rododendronów, wiewiórka to tu, to tam, 60 rodzajów ptaków, a z wizytą przychodzą króliki, jelonki czy lisy – trzeci, co do wielkości cmentarz niemiecki przyciąga wzrok zwiedzających Pomnik Bitwy Narodów, którzy wdrapali się po 364-ech schodach na jego platformę widokową. Cmentarz o przyjemnym obliczu parku, z mnóstwem drzew, alejek i zmurszałych mchem pomników, w którego centrum strzelista wieża kompleksu przypominającego formą arystokratyczną budowlę. Zapewne przyjemnie jest się tutaj spopielić na koniec ziemskiej drogi zbyt krótkiego życia. Zanim to jednak nastąpi spacer po 82-hektarowej przestrzeni jest wyjątkowym wytchnieniem po niebotycznych gabarytach Pomnika Bitwy Narodów i z nim związanej historii.
Trudno sobie wyobrazić umierających naraz 126 000 tysięcy ludzi. A jednak konali tutaj w czasie trwającej od 16 do 19 października 1813 roku największej bitwy XIX-wiecznej Europy. Około 30 000 tysięcy, czyli tyle ile liczył sobie mieszkańców Lipsk, było rannych i potrzebowało medycznej opieki. Napoleon przeciw antyfrancuskiej koalicji złożonej z Austrii, Prus, Rosji i Szwecji stanął hardo do walki i przegrał kładąc na szalę życie tysięcy żołnierzy, którzy wierzyli w ideę i obowiązek walki o swój własny kraj. A raczej jego ekspansję...
Ernst Moritz Arndt chciał uczcić pamięć swoich towarzyszy, którzy polegli, a przede wszystkim przestrzec przyszłe pokolenia przed bezsensem ideologicznej walki za wszelką cenę. Wizją zaraził parę osób, które zajęły się projektem, a nawet w 1863 roku położono kamień węgielny, jednak z braku finansów plany nie zostały zrealizowane.
Dopiero w 1894 roku zawiązał się Związek Niemieckich Patriotów, który doprowadził do powstania po największej bitwie masowej największego pomnika coś podobnego upamiętniającego. Pieniądze zdobywano od sponsorów, jak i w wyniku specjalnie w tym celu utworzonej loterii, parcelę podarowało miasto, a berlińczyk Bruno Schulz, autor niedalekiego pomniku
Kyffhäuser, z rozmachem go zaprojektował i dokładnie 100 lat po krwawych wydarzeniach, 18 października 1913 roku z pompą i w towarzystwie cesarza Wilhelma I, jak i króla saskiego Fryderyka Augusta III, księcia wielkiego Cyryla Władimirowicza Romanowa, Franciszka Ferdynanda Habsburga (którego niecały rok później zamordowano w Sarajewie) i księcia Wilhelma Bernadotte ze Szwecji, otwarto. I narodził się narodowy mit – podczas gdy wojsko i arystokracja świętowali wyzwolenie spod okupacji, kręgi narodowe głosiły zwycięstwo walki wolnościowej narodów, szczególnie niemieckiego – niepokonanego. Nietrudno się domyślać, jako jakie kulisy wykorzystywali naziści to miejsce, od upadku muru próbuje się eksponować idee symbolu jedności Europy nawołującą do pokoju.
Wchodząc do środka napotyka się na cztery 10-metrowe kolosy symbolizujące odwagę, siłę wiary i narodu, jak i ofiarność, nad którymi zasklepia się 30-metrowa ściana zakończona kopułą z 324 figurami, które przedstawiają wracających na koniach do ojczyzny dzielnych żołnierzy. Niektóre kolosy zdają się w spokoju spać, inne uczciwie stoją wciąż na straży zakłóconego samowolą napoleońską pokoju. Betonowy pomnik, przy budowie którego nie użyto w ogóle stali, tutaj łagodnieje nagłą obecnością niemych świadków, którzy w różny sposób radzą sobie z krwawo zakończonym wydarzeniem. W krypcie znajduje się osiem masek przeznaczenia, które strzeżone przez dwóch walczących każda nadają pomieszczeniu niesamowicie uroczystego charakteru. Tutaj składa się kwiaty i tutaj śpiewa chór Pomnika Bitwy Narodów. Napięcie, które narasta nie tylko z każdym krokiem, ale w każdym sercu zwiedzającego, można rozładować wspinaczką na platformę widokową. Droga jest żmudna, kręta, chłodna, miejscami dramatycznie wąska, zarządzana sygnalizacją świetlną, której nie przestrzegają ku zgrozie grzecznych i lubiących porządek Niemców głównie cudzoziemcy. Co ciekawe jednak – Niemiec idzie w ślad, ale zawsze za, nigdy jako pierwszy:-)
Widok jest wysiłku wart i na długo pozostaje we wzrokowej pamięci. I spełnia jedną ważną rolę – rozpala ochotę odwiedzenia jak na dłoni zobaczonego i tak blisko się wydającego być terenu, który jest i zielony, i wodny, i rozczerwieniony radziecką gwiazdą, i pięknie ukształtowany architektonicznym gustem starówki.