W nazwie można rozpoznać słowiańskie słowo glina – Groß Glienicke już od siódmego wieku zamieszkiwane było przez Wendów, a gdy powstała Marchia Brandenburska w 1157 roku wybudowano tutaj posiadłość rycerską z przyległościami, których ślady nieskromnie pozostały do dziś. Feudalnie siedziba musiała oddawać lenno benedyktynkom w Spandau, co czyniła aż do roku 1838, gdy na skutek pruskiej reformy rolnej feudalizm zniesiono.
W latach 1572-1788 panowała na włościach słynna rodzina von Ribbeck, a od 1846 roku rodzina Berger-Landefeld, która zmodernizowała i rozbudowała o krajobrazowy park, jak i parę dodatkowych budynków gospodarczych, również dla pracowników, nabyty majątek. Ostatni prywatny właściciel – Otto Friedrich Wollank (później – von Wollank) wybudował Bramę Poczdamską i przejął pałac w
Dammsmühle po swoim młodszym, ale wcześnie zmarłym bracie Adolfie, sam umierając w podobno najbardziej spektakularnym wypadku drogowym lat dwudziestych minionego wieku wraz z żoną na Kudamie w Berlinie. Tutejsza posiadłość okazała się być zadłużoną i została opuszczona, by spłonąć w 1945 roku pożogą wojenną. Ostał się tylko park wraz z bramą i jakimiś romantycznymi resztkami, którymi bawi się wiosenna przyroda. Szaro, szaro, a nagle śnieżna rozkwitniętej wiśni biel, inwazja opadłych jesienią żołędzi, które wybuchają kiełkami spragnionymi długiego życia i przeurocze kaczki, rozbawione pierzem kolorowym i kształtnym.
Niedaleko stąd do jeziora o tej samej nazwie, przez które przebiegał berliński mur, co oznaczało, że Berlińczycy z zachodu kąpali się w nim z ogromną przyjemnością, a tym ze wschodu nie wolno było na nie nawet spojrzeć. Mur pozostawiono do dziś, zapewne ku przestrodze i jako dopełnienie tego poszarpanego przez historię krajobrazu.