Nie wieś, nie miasto, a gmina targowa, dziwny twór przetrwały od średniowiecza, od 1350 roku, gdy przyznano miejscowości prawo do cotygodniowego targu. Później narodziło ich się jeszcze wiele, dziś cały rok okraszony jest straganowym folklorem i turystyczną gościnnością. I taki właśnie klimat otacza mnie od razu po wyjściu z pociągu na peron stacji Murnau am Staffelsee. Nie wiedziałam, że nie trzeba być ani wsią ani miastem, nie wiedziałam, że można radośnie przeżywać kolejne epoki i wzrastać na handlowym nazewnictwie. Omijać ważność praw miejskich i zadowalać się targiem. Murnau jest więc odkryciem i to, jak się szybko okazało, sporym i bogatym.
W Murnau przede wszystkim od razu spotyka się artystów. Malarskie pary Gabrielę Münter i Wassilija Kandinskiego oraz Mariannę von Werefkin i Alexeja Jawleńskiego, którzy w 1908 roku urządzili sobie w gminie wspólne malowanie zgrabnie przekształcające ekspresjonizm w sztukę abstrakcyjną. Płodny po dziś dzień czas pozostawił ślady w postaci informacyjnych tablic, domu malarki Münter nawiedzanego przez każdego, kto do Murnau przybywa i muzeum w murach dominującego nad miastem zamku. Do tej sławnej kolekcji zaliczyć trzeba austriackiego pisarza i prozaika Ödöna von Horvátha, który spędził tutaj 10 lat swojego życia, przegoniony przez gorliwych SA-ców wyjechał w 1933 roku do Wiednia, by w dzień dziecka 1938 roku zginąć w czasie burzy przygnieciony gałęzią. Mieszkańcy Murnau byli wprawdzie przed wojną raczej gorliwymi wyborcami nazistowskiej nowej władzy, od lat 70-tych minionego wieku pozwalają jednak Horvathowi przeżywać tutaj swój renesans.
I pozostał jeszcze Friedrich Wilhelm Murnau, a właściwie Friedrich Wilhelm Plumpe, które przyjął za nazwisko nazwę gminy targowej, wyreżyserował kultowy po dziś dzień film „Nosferatu-symfonia grozy” i spoczął po zgonie w Santa Barbara na cmentarzu w podberlińskim
Stahnsdorf pod błękitnym sklepieniem grobowej krypty.
Ciągnąc walizeczkę udaje się do domu miejscowej malarki, by po chwili spacerować po ścisłym centrum Murnau, przez które jeszcze 10 lat temu przejeżdżały samochody. Dziś poza gwarem rozmów panuje tutaj górska cisza. Widok na okolicę oszałamia, przyjazność mieszkańców też, uśmiechy, żarty i ukierunkowanie na jak najszybsze rozwiązanie drobnych kłopotów. Z kolumną maryjną i malutkim kościółkiem św. Maryi Wspomożycielki, ze świeżo wyremontowanym ratuszem ozdobionym fasadowymi malunkami przedstawiającymi Ludwika IV i Matkę Boską Bolesną, z wybornym, Wenecję przypominającym, aperolem cieszę się na pojutrze.