Geoblog.pl    mamaMa    Podróże    Jestem w podróży...choćby tylko w głowie 2019    Reichenberg-Wulkow-Trebnitz - "bezgraniczny trójdźwięk" (pałace i dwory Brandenburgii)
Zwiń mapę
2019
19
maj

Reichenberg-Wulkow-Trebnitz - "bezgraniczny trójdźwięk" (pałace i dwory Brandenburgii)

 
Niemcy
Niemcy, Trebnitz
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5916 km
 
Märkisch-Oderland nie może się nie podobać. Jest lekko pofałdowane, pagórki jakby wygładzone olbrzymią dłonią, której właściciel znał się na krajobrazie. Wiosną otulone zielenią łanów zbóż i przystrojone pojedynczymi drzewami. Gdy zawieje wiatr to jakby wszystko wokół falowało, wybrzuszało się i klęsło w ukłonie. A w tle nieustanny koncert prokreacyjnie trelujących ptaków. Sielanka.

Kolejnym dworem, który w tej uroczej krainie odkrywamy jest ten w Reichenberg, która to wioska przez długie lata (1482-1777) należała do rodziny von Barfus. W XVIII wieku przyszedł w końcu czas na budowę odpowiedniego domostwa dla szlacheckiej rodziny, której podjął się jeden z jej członków Ludolf Ernst. Pożyczył na ten zbożny cel 3000 talarów i w 1737 roku powstał stojący po dziś dzień budynek. Ludolf umierał wprawdzie w 1749 roku zadłużony, ale jeszcze przez następnych 28 lat była to siedziba rodziny. Jego syn Carl Albrecht sprzedał majątek, który już nie został na długo w żadnych innych rękach. Ostatnimi właścicielami przed II wojną była rodzina Makowa. Jej członkowie wraz z głową rodu Helmutem uciekli w wojennych wirach w siną dal i powrócili jako uchodźcy do własnej posiadłości, która po wojnie stała się państwowym schroniskiem. Wywłaszczeni nie zagrzali tam długo miejsca i wyjechali na zachód Niemiec. Jakie to musiało być dla nich uczucie znaleźć się na swoich pokojach w towarzystwie licznych obcych...

Podobno z jednym z synów Helmuta dziś 80-letnim Klausem utrzymuje kontakty aktualny właściciel dworu Oliver Haller. Filmowy producent tanich seriali zakupił dom w 2003 roku i remontuje go do dziś. Z zewnątrz słabo to widać, budynek jest odrapany i zdewastowany, a do środka nie odważamy się zajrzeć, gdyż przed wejściem stoi samochód. Idziemy za to do ogrodu, którego olbrzymią połać pokrywają dmuchawce. Uroczy widok. Swoim naturalnym pięknem przyciąga nas polna droga pośród drzew wiodąca najpierw w pola, a po chwili w mały gaj. Nie możemy oprzeć się soczystej zieleni i uginającym się od białego kwiecia drzewom, ani przestrzeni się przed nami rozciągającej. Wchodzimy pośród drzewa, które aż huczą od wiosennej radości. Docieramy do dzikiego stawu i wychodzimy na drogę przy polach, które ciągną się falującymi kłosami aż po horyzont. Mijamy i mlecze i kwitnące kasztany, podziwiamy rozkoszny tak, że aż kiczowaty obrazek niemieckiej wsi z kamiennym kościółkiem i znów wchodzimy na dworski teren ogrodu. Tym razem na tarasie siedzi kot. Gdy wchodzę po schodach, by go sfotografować wyprzedza mnie pies i płoszy kociaka. W tym momencie na piętrze pod samym dachem otwiera się malutkie okienko, z którego wychyla się duża męska głowa informująca, że to teren prywatny. Kot i zdjęcie, pies i ucieczka wystarczają w zupełności, by uzyskać mężczyzny pobłażliwość. Próbowałam nie wybuchnąć śmiechem...

Mijając Neuhardenberg, gdzie skamieniałe serce Karla Augusta von Hardenberga (reformatora, bożyszcza kobiet, konesera i mÄża stanu) spoczywa pod ołtarzem szinklowskiego kościoła, dojeżdżamy do weselnej siedziby rodziny von Brünneck. Weselnej oczywiście dziś, gdzie przedsiębiorcza kobieta, Anja Breddin, wbrew zamierzchłym średniowiecznym tradycjom urządza młodym parom bajkowe przyjęcia. Jakiś chichot historii pobrzmiewa może w tym fakcie, gdyż w XVII wieku to kobieta Margaretha Tugendreich von Schapelow odziedziczyła pałac, który wniosła w małżeńskim wianie pruskiemu feldmarszałkowi Georgowi Friedrichowi von Derfflingerowi. Być może jej duch w przyjaznych kobietom czasach inspiruje i po swojemu nakłania do romantycznego wykorzystywania salonów. Prominenci i gwiazdy wszelkiego formatu obsługiwani przez polskich pracowników restauracji i kuchni oddają się w złudne objęcia amora. Schodzą po schodach obsypywani na szczęście, zasiadają na białej ławeczce pod lipami i wierzą w nieprzemijające zakochanie. Wcale się im nie dziwię, gdyż sceneria jest rzeczywiście sielankowa. Trudno uwierzyć, że w socjalistycznych czasach był tutaj szpital i schronisko dla przesiedlonych, a później ośrodek szkoleniowy.

Parę kilometrów dalej barokowa forma pałacu w Trebnitz onieśmiela. Samo wejście na posiadłość, nieoczekiwane w czasie dojazdu przez wioskę, robi piorunujące wrażenie. Przed pałacem rabatka w kształcie serca, tablice w językach polskim i niemieckim i kompleks zabudowań z czasów, gdy majątek należał najpierw do śląskiego klasztoru, a później kolejnych szlacheckich niemieckich rodzin. Syn właścicielki posiadłości, córki generała z pobliskiego Gusow Charlotty, Georg Friedrich von Zieten założył istniejący do dziś park sięgając porad u słynnego botanika Johanna Gottlieba Gleditscha. Ten kultywował tutaj 3025 rodzajów roślin, m.in. banany, ananasy oraz kawę. Gleditsch swoją karierę rozwijał w Berlinie, zostając dyrektorem istniejącego do dziś pięknego Ogrodu Botanicznego. O jego sławie świadczy fakt, że zaproponowano mu takie samo stanowisko w Sankt Petersburgu, które przebite zostało podwyżką wypłaty o 200 talarów przez samego króla Fryderyka II.

Wracając do pałacu Trebnitz jego właścicielami została od 1827 roku do II wojny światowej rodzina von Brünneck. Po wojnie działała w nim szkoła, później przedszkole, a wolne pokoje wynajmowano. Od 1992 roku istnieje tutaj Centrum Edukacji i Spotkań, placówka edukacyjna o profilu polityczno-kulturalnym, która realizuje projekty wymiany młodzieży głównie z Polski i krajów Europy Wschodniej. Tworzy to tzw. bezgraniczny trójdźwięk – natura, kultura i edukacja w Trebnitz, Witnicy i Gorzowie.

Spacerujemy trochę po parku, zaglądamy do środka, gdzie młodzi uczestnicy seminarium wypełniają olbrzymie sale swoim gwarem. Zaglądamy do muzeum Gustava Seitza, rzeźbiarza i rysownika, którego prace zostały zgromadzone właśnie tutaj w byłej pralni i rzeźni. Jego żona oddała cały dorobek zmarłego w 1969 roku męża dwóm historykom sztuki, którzy założyli fundację jego imienia i właśnie w Trebnitz znaleźli miejsce stałej wystawy jego prac.Uwięzione w kamieniu postacie zdają się opowiadać historię niejednego z nas, historię emocji i uczuć, rozterek i bezsilności niewybranego, a nadanego z góry życia. Bezapelacyjnie idealny akcent na zakończenie dnia.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (40)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
stock
stock - 2019-06-01 11:22
W maju w naszej części Europy wszędzie jest pięknie. Od zieleni aż bolą oczy:)
 
marianka
marianka - 2019-06-01 23:36
Ależ pięknie!
 
BoRa
BoRa - 2019-06-03 20:46
Pięknie opisane i piękne sfotografowane.
Pozdrawiam
 
mamaMa
mamaMa - 2019-06-03 21:20
Dziekuje pieknie!
BoRa - pozdrawiam serdecznie i zycze dobrego lata:-)
 
danach
danach - 2019-06-05 00:06
Piękny zielony bezkres a zakończenie dnia wystawą rzeźby wspaniałe, super zdjęcia :)
 
 
mamaMa
Anna M
zwiedziła 19% świata (38 państw)
Zasoby: 1450 wpisów1450 5629 komentarzy5629 23026 zdjęć23026 1 plik multimedialny1