Geoblog.pl    mamaMa    Podróże    Jestem w podróży...choćby tylko w głowie 2022    Szlak 66 jezior - etap XV
Zwiń mapę
2022
08
paź

Szlak 66 jezior - etap XV

 
Niemcy
Niemcy, Rauensche Berge
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7013 km
 
Dzisiejszy dzień na szlaku 66 jezior jest wyjątkowy, ale przede wszystkim sensacyjny. Geoblog to nie tylko portal z mnóstwem wpisów i multum zdjęć, ale to przede wszystkim ludzie, którzy gdzieś tam w wielkim świecie spotykają się na swoich drogach. Tym razem Brandenburgia miała i szczęście i zaszczyt gościć wielkiego podróżnika. W ramach zacnych przygotowań do afrykańskiej podróży zawitał w nasze berlińskie progi stock czyli Wojtek. I nie tylko że zaoferował nam podwiezienie do Bad Saarow, ale również swoje towarzystwo! Przeszczęśliwi z podziwem kiwający głowami – nie ma to jak pasja – po śniadaniu i obgadaniu wizowych spraw pojechaliśmy na szlak.

Punktem wyjścia było Bad Saarow. Tuż obok wieży ciśnień, położonej nad Scharmützelsee, której cztery piętra można wynająć na noc za ... 330 euro (Sylwester będzie nas kosztować 440 euro). Spać mogą tutaj tylko dwie osoby, korzystając dodatkowo z małego SPA z whirlpoolem i kominkiem. Cena niebotyczna? Może siedząc o zmroku przy ogniu dostrzeże się kątem oka przechodzących obok Maxima Gorkiego czy Maxa Schmelinger? Bądź usłyszy przejmujące kompozycje braci Scharwenka, Xawerego i Philipa? To ich dom znajduje się parę kroków dalej. Wybudowany w stylu górskim z amerykańskiej sosny smołowej na zlecenie Xawerego, nazywany przez niego „chatą muz”, długo cieszył się muzyczną atmosferą i kreatywności artystycznej rodziny. W 1881 roku założone przez Xawerego Konserwatorium Muzyczne w Berlinie, 10 lat później drugie w Nowym Jorku, miało nie tylko światową renomę, ale przyniosło materialny dobrobyt, który umożliwił przeprowadzkę za miasto. Do 1946 roku mieszkała w nim córka Izolda, później obiekt dopadły szare szpony socjalizmu, uchodźcy i wypędzeni, rekonwalescenci i potrzebujący opieki, w końcu pustostan, ale i możliwości demokracji, które od 2002 roku przyczyniają się do nowego muzycznego życia. Renowacja budynku, odkrycie i odświeżenie bogatego archiwum, ale i spuścizny rodzinnej zaowocowały Fundacją Scharwenka, która nie tylko opiekuje się domem, ale i organizuje koncerty, wykłady i nieustanne badania rodzinnej twórczości. Bracia mieli niemiecko-polskie korzenie, co pobrzmiewa w niektórych utworach.

Może kiedyś zobaczymy i ich umykające cienie spędzając noc w wieży ciśnień Bad Saarow?

Póki co kierujemy się na szlak błękitnego kółka. Mijamy ławkę z pięknym widokiem na zieloną łąkę i wchodzimy w mieszany las kierując się do wioski Petersdorf. Nieoczekiwanie po prawej stronie ścieżki ukazują się opuszczone altanki. Ucieszyłam się, że Wojtek będzie miał okazję urbexować, niestety, udało się tylko wejść do ogródka i zajrzeć do wnętrza przez malownicze okno. Altanka zamknięta była na cztery spusty, a kodeks nie pozwala na wandalizm. W Petersdorf witają nas jesiennie dynie wystawione na sprzedaż i ławeczki, przy których trochę odpoczywamy. Muszę się przyznać, że z zaaferowania zacnym towarzystwem nie zrobiłam zdjęcia jedynemu jezioru w tym dniu Petersdorfer See. Fauxpas nadrobiłam trzy dni później, gdy umówiła się ze znajomą na zbiory dzikich rajskich jabłek, takich że niebiańskich gruszek i derenia:)

Leśny odcinek pomiędzy Petersdorf a głazami narzutowymi w Rauen upływa na rozmowach i zbieraniu grzybów, głównie smacznych kań. Nie mogliśmy się wszyscy oprzeć pokusie, a ja z wdzięcznością przyznam, że wszystkie znalezione okazy lądowały w naszej torbie. Wojtek wspaniałomyślnie zrezygnował ze swoich licznych łupów. Dziękujemy:)

Docieramy w końcu do 45-metrowej wieży widokowej „Rauner Berge” na najwyższym ich punkcie – całych 153 m n.p.m. Po wrzuceniu 1 euro przez obrotowe drzwi przechodzę z dzieckiem, panowie ucinają sobie pogawędkę na dole. Z drżącymi kolanami wchodzimy na samą górę odkrywając nie tylko wspaniały widok na Scharmützelsee, ale fakt, że jesień wisi nad nami nieuchronnie i groźnie. Na szlaku otoczeni zielenią nie domyślamy się, że czubki drzew czerwienieją, brązowieją, żółkną oddając swoje liście na strawę corocznej śmierci.

Schodzimy do towarzystwa i docieramy do największej atrakcji tego odcinka. Dwa ogromne głazy narzutowe (nazywane też osadami glacjalnymi), Mały i Wielki Markgrafenstein, które dotarły tutaj w czasie zlodowacenia północnopolskiego ze Szwecji. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Mały jest większy od Wielkiego;) Jakim cudem?

Cudem zazdrości. W 1826 roku pewien angielski wysłannik zamówił u kamieniarza Christiana Gottlieba Cantiana granitową szalę o średnicy 1,83 m, według ówczesnej mody i trendów. Pruski król Fryderyk Wilhelm III poczuł zadrę i dumnie zamówił u tego samego artysty szalę jeszcze większą od tej, która miała pojechać do Anglii. Cantian przyjął zlecenie i zdecydował się wykorzystać w tym celu właśnie Wielki Markgrafenstein, który ważył wtedy ok. 750 ton. W 1827 roku odłupano potrzebny kawał, oświadczając przy tym, że szala będzie miała średnicę 6,90 m, co zadowoliło zadziornego władcę. Miała najpierw zostać postawiona w rotundzie Starego Muzeum, co wywołało rozpacz architekta Schinkla. Na jego szczęście okazała się być zbyt ciężka i ostatecznie zdobi do dziś plac pomiędzy muzeum a katedrą. Wielki głaz przysłużył się powstaniu jeszcze innych obiektów: stołu z ławami (do których za chwilę dotrzemy), kolumny pokoju na Mehringplatz w Berlinie, kolumny zwycięstwa w poczdamskim parku Babelsberg i kolumny z orłem, która stała na tarasie berlińskiego pałacu.

I w ten oto sposób ograbiony Wielki Głaz (zostało mu po tym akcie jedynie 221 ton) stał się mniejszy od Małego (447 ton), na który z wdziękiem wspiął się geoblogowicz Wojtek. Bez butów poradził sobie świetnie, przy schodzeniu były momenty zwątpienia, ale ostatecznie powrót został brawurowo dokonany!

Tutaj, niestety, rozchodzą się nasze drogi. Wojtek wraca do samochodu i do domu, my kontynuujemy trasę, mając nadzieję, na jeszcze niejedno geoblogowe spotkanie:)

Wracając do głazów – ich nazwa wzięła się od fałszywego grafa Woldemara, który w 1348 roku jako taki się przedstawił (podobno miał już od 30 lat nie żyć!) i dostał w lennie Mark Brandenburg. Przez dwa lata udało mu się wodzić miejscową szlachtę za nos, by w końcu zdekonspirować z kretesem i uciec na dwór Anhalt-Dessau. Markgraf i glacjalne osady stopiły się w jedno i według legendy ma on w ich sąsiedztwie być pochowany. Istnieją jeszcze inne podania: że diabeł miał w głazach swój pałac, w którym więził nieznaną księżniczkę. Jej płacz ma być po dziś dzień słyszalny w lesie. Spekuluje się również, że był tutaj Święty Gaj Semnonów.

Szlak prowadzi nas do kamiennego stołu, znajdującego się w miejscu, z którego kiedyś podobno roztaczał się piękny widok na okolicę. Stół wraz z ławami został wykuty z jednego z odłupanych kawałków Wielkiego Markgrafenstein, widok jednak przesłonił rozrastający się las. Spotykamy jeszcze drzewo, które wygląda, jakby robiło grymasy i trzymającą się łapami pnia budkę dla ptaków. Gdy wychodzimy z lasu zalewają nas jasne promienie. Słońce zdecydowało się wynagrodzić nasz trud wędrowania i umilić kawałek szlaku prowadzący wzdłuż autostrady Wolności A12. Zieleń zamienia się w kolory jesieni, a szlak zatapia w obrzeża miasteczka Fürstenwalde/Spree. I zaczyna porządni padać. Przez chwilę kryjemy się pod konarami drzew, by w końcu z desperacją pomaszerować w stronę kolejowego dworca. Mamy tylko parę minut na dotarcie na pociąg, inaczej trzeba nam będzie spędzić prawie godzinę na być może nieistniejącej poczekalni. Mijana w pośpiechu rzeka Szprewa prezentuje się o zmroku niezmiernie tajemniczo. Ten urok trochę hamują nasze pociągowe zapędy. Zdesperowani kluczymy między podwórzami, denerwując się na pozamykane bramki, przemykamy przez miejski park i w ostatniej chwili wpadamy do regionalnej osobówki. Mokrzy, ale niezmiernie szczęśliwi docieramy do domu i raczymy sokiem z aronii własnoręcznie robionym i przywiezionym przez Wojtka.

Jeziora:

49. Petersdorfer See (sfotografowane 11.10.22)

Trasa ok. 17 km.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (46)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
stock
stock - 2023-03-06 21:52
Wreszcie doczekałem się wspomnienia na Geoblogu tego wspaniałego dnia :) Oby jak najczęściej nam takie spotkania wypadały!
 
Danach
Danach - 2023-03-06 22:53
Ale fajne spotkanie , miło czytać że się spotykacie a wyprawa ciekawa nie tylko na kanie :)
 
mamaMa
mamaMa - 2023-03-07 18:37
Oby jak najczęściej! Do zobaczenia na szlaku:)
 
marianka
marianka - 2023-03-31 14:36
Oj tak, geoblog to zwłaszcza ludzie!
 
 
mamaMa
Anna M
zwiedziła 18% świata (36 państw)
Zasoby: 1400 wpisów1400 5495 komentarzy5495 21946 zdjęć21946 1 plik multimedialny1