I stało się niepozorne. Niegroźne. Już nie nieustraszone, raczej nieodstraszające. Przytulone do starych, drewnianych domków, dzisiaj mokre, wyludnione, z malutkimi dybami na rynku i królem, którego dekret rozpoczął jego istnienie. Miasto twierdza. Miasto fortyfikacja. Gwiazda sześcioramienna. Obronność graniczna, która w czasie pierwszego i jedynego ataku sromotnie się poddała i twarz swoją uratowała. Nie honor, ale architekturę. Kształt. Istnienie.
12 września 1567 roku dekret, przypieczętowany przez króla Fryderyka II Oldenburga, zainicjował powstanie Fredrikstad. I gdy od 1658 roku miasto na skutek działań wojennych znalazło się na norwesko-szwedzkiej granicy, rozpoczęła się jego rozbudowa i fortyfikacja według planów Willema Coucherona i na holenderski wzór – w kształcie sześcioramiennej gwiazdy - na wschodnim brzegu rzeki Glommy. Forteca została zaatakowana tylko jeden raz w sierpniu 1814 roku i w związku z mizernym stanem technicznym poddała się bez walki. To temu faktowi właśnie zawdzięczamy jej doskonale zachowaną część, zwaną Gamlebyen, do której z zachodniego brzegu miasta można dopłynąć darmowym promem. Najstarsze na północy Europy miasto – twierdza.
Forteca jest wyjątkowa, acz smutna. Klimatyczna, a jednak trochę jej żal. Tu i tam można przeczytać, że tętni kulturalnym życiem, my zastajemy przejmującą pustkę i zamknięte prawie wszystkie drzwi. Rozumiemy sytuację, a nawet jesteśmy z niej zadowoleni, gdyż mamy to miejsca na wyłączność. Naszą i kocią.
P.S. Tutaj urodził się pierwszy
zdobywca bieguna południowego.