Kiedyś Krzeszowice były Zdrój i chociaż zdrój wciąż tutaj jest to w 1967 roku miasto utraciło status uzdrowiska. Jak i całą plejadę szlacheckich rodzin – Tęczyńskich, Sieniawskich, Opalińskich, Czartoryskich, Lubomirskich i Potockich, którzy to jako ostatni zostawili najtrwalsze i do dziś istniejące w Krzeszowicach ślady.
Wieś Cressouica miała potencjał, który postanowił wykorzystać Frycz Freton z Bytomia. Uzyskał przywilej nadany przez biskupa Pawła z Przemankowa na założenie w niej sołectwa na zasadzie prawa magdeburskiego i jej rozwój potoczył się przez następne stulecia wedle tego aktu. Kościół, folwark plebański, szkoła, karczma – czyli wszystko, czego mieszkańcom do życia potrzeba. Od 1555 roku Krzeszowice należały do
hrabstwa tęczyńskiego i rodziny Tęczyńskich, by dziś zatoczyć koło i właśnie tego roku powrócić we władanie ostatnich szlachciców – Potockich. Przynajmniej po części.
W XVII odkryto tutaj coś, co przyniosło splendor na tle przynajmniej państwowym – lecznicze właściwości wód siarkowych źródeł Głównego i Zofii. Sto lat później powstały pierwsze łazienki i przyjechali pierwsi pacjenci do Krzeszowic, które mogły mówić o sobie – uzdrowisko. W projekt najbardziej angażowała się Izabela Lubomirska, a gdy historyczne zawieruchy (rozbiory Polski, powstanie kościuszkowskie z 1794, wojny napoleońskie) w tym przeszkodziły jego kontynuacji podjął się jej wnuk Artur Potocki z żoną Zofią z Branickich, która to zakupiła pole ze źródłem i zbudowała na nim szpital. Babcia na pewno ucieszyłaby się na wieść o pokornym i tradycyjnym prowadzeniu jej rodzinnego przedsięwzięcia, tym bardziej , że uzdrowisko cieszyło się szalonym zainteresowaniem. A jednak około roku 1835 Potoccy zaczęli inwestować w górnictwo i przemysł, co miało niestety negatywny wpływ na dostatnie funkcjonowanie kurortu.
Zanim do tego doszło sam
Karl Friedrich Schinkel zaprojektował wybudowany w latach 1840-44 neogotycki kościół pw. św. Marcina, w którym pochowany jest Andrzej Potocki (zginął w zamachu, skutku agitacji polskich i ukraińskich nacjonalistów), jego wnuk też Andrzej i syn tegoż Antoni. Kościół jest ciekawy – z przodu skromny i wyglądający na niewielki, obejrzany z tyłu zaskakuje masą i geometrycznością kształtu.
W Krzeszowicach znajduje się jeden obiekt, dla którego warto tutaj przyjechać pomimo marnego jego aktualnego stanu – pałac w stylu renesansu włoskiego z 228 pomieszczeniami, który znajduje się w parku krajobrazowym z cechami parku angielskiego. Zanim do niego dotrzemy miniemy tzw. Stary Pałac Potockich, były lamus, w którym Potoccy zamieszkali na czas budowy Pałacu Nowego. Po ich wyprowadzce był siedzibą wyższych urzędników hrabstwa, pracował tutaj Józef Chłopicki (dyrektor powstania listopadowego), współcześnie podobno do początków tego miesiąca znajdował się tutaj urząd burmistrza czy Stanu Cywilnego (w apartamencie wspomnianego Chłopickiego). Na budynku znajduje się tablica z informacją, że w tym mieście urodziła się Olga Drahonowska-Małkowska, poetka, rzeźbiarka i pianistka, ale przede wszystkim harcmistrzyni, jedna z współtwórczyń polskiego skautingu, współautorka
hymnu harcerskiego (a konkretnie refrenu „Ramię pręż, słabość krusz”). Olga pochowana jest w Zakopanem, a jej pomnik (poświęcony twórcom polskiego harcerstwa) wyrzeźbił bardzo przeze mnie lubiany, osobiście poznany, już niestety nieżyjący, Henryk Burzec.
Wracamy jednak do rodziny Potockich i jej pięknej, choć zdewastowanej, posiadłości w Krzeszowicach. Z daleka wygląda dumnie i majestatycznie, jakby lekko zadzierał czoła, z bliska widać smutne resztki dostojeństwa i piękna, trochę koronkowości i finezji zdobień. Zabity dechami, z powybijanymi oknami, wyszczerbioną fasadą i z braku ogrzewania grzybiczą wilgotnością, budzi litość i żal. Kiedyś pełen ludzi, gdańskich mebli, kolekcji obrazów i rzeźb, artystycznego rzemiosła i pamiątek historycznych, książek, dziś opustoszały, wydaje się już tylko beznadziejnie tęsknić do lepszych czasów, które, daj Bóg, może w końcu nadejdą. Rodzina Potockich wywalczyła prawo do zwrotu i po cichu marzę nie tylko o przywrócenie życia tutaj pod każdą postacią, ale przede wszystkim o … otwarciu restauracji. „Kuchmistrz Jego Ekscelencji śp. Namiestnika Andrzeja Potockiego w Krzeszowicach” Antoni Teslar wydał w 1910 roku w Krakowie książkę „Kuchnia polsko-francuska” - „owoc wieloletniego fachowego doświadczenia w zacnym polskim domu”. Niejeden z Was na pewno pokusił by się i pojechał z wizytą do Krzeszowic na np. teslarowe pączki z parmezanem serwowane w rumianym sosie z maderą z „szampionami” pochodzącymi z hodowli Potockich na krakowskiej Olszy.
Póki co po parku hula wiatr i niesie echo wciąż słyszalnych śmiechów, ale i łkań sierot, które w powojennym
domu opieki dla dzieci i młodzieży znalazły swoje miejsce. Sława Przybylska, bracia Bratkowscy – Stefan (publicysta i prawnik) i Andrzej (polityk) i wielu innych musiało się pogodzić właśnie w pałacu z okrutnym życiem przynoszącym nie tylko radość, ale i wojenne tragedie niszczące rodziny. Zamieszkali tutaj, o ironio, po okrutnym nazistowskim gubernatorze Hansie Franku, któremu Haus Kressendorf służył za letnią rezydencję.
A tymczasem uzdrowisko definitywnie upadło. Status odebrany w 1967 roku, jednak Krzeszowice wciąż kontynuują lecznicze tradycje troszcząc się w największym w Małopolsce centrum rehabilitacji narządów ruchu o pacjentów. W dawnym uzdrowiskowym domu gościnnym znajduje się liceum, a nad zbiornikiem siarczanej wody opiekę sprawuje Matka Boska. Do tej pory tylko go strzeże, choć przydałoby się zamienić ten stan trwania w stan akcji i rozwoju, pokusić o realizację opartych na starych nowych pomysłów. Jednak czy Matka Boska jest inwestorką? Trudno powiedzieć, miejmy nadzieję, że tak – Krzeszowice – trzymam kciuki:-)